Szukaj na tym blogu

wtorek, 13 września 2016

Świadomy wybór...(3)

A zajęć jest sporo - gromadzenie drewna na zimę, która przychodzi znacznie wcześniej niż w innych regionach kraju, zbiór owoców leśnych, z których powstają nie tylko smakołyki, ale co ważne - "leki" dla ciała i...duszy. Stąd daleko wszędzie, nawet do dzikiej pasieki, skąd kradnę miód pszczołom - zawsze mocno poddenerwowanym i kąśliwym. Zimową porą dobrze jest dialektować się dobrą herbatką na miodzie. Czasem korzystam ze sklepu w Mucznym, ale tylko w wyjątkowych przypadkach. Droga daleka i mecząca przez knieje i zarośla. W którymś miejscu trzeba skrzyżować dziką ścieżkę z drogą cywilizowaną....
Lubię tak usiąść na progu domu, oglądać rozgwieżdżone niebo, niczym nie zakłócone blaskiem miejskich świateł i spadające gwiazdy, kiedy chłód wieczorny obmywa nagrzane powietrze dziennym panowaniem słońca, przy kubku dobrej herbaty. Ma ona wyjątkowy smak, a przyczyną tego jest czysta, niczym nie skażona woda ze strumienia. Słyszę wtedy szmeranie wody i nadchodzącą noc - cichą i spokojną. Zapytano mnie kiedyś o strach i wszystko co z nim związane. To było dawno i dotyczyło czegoś innego. Nie, ja się nie boją, bo niby kogo i czego? Człowiek lasu nie boi się chyba, że samego siebie...(?) Nim noc nastanie, a tu przychodzi wcześniej, tak jak dzień się spóźnia każdego dnia. Na końcu zapalam kaganek, aby dodał animuszu nocnym ćmom i marom leśnym. Na polanie majaczy samotna topola. Dziwne, że żaden piorun do tej pory w nią nie trafił.Czy to samosiejka,czy ręką ludzką kiedyś posadzona - nie wiadomo...! Wartki potok z czystą wodą jak łza, z którego można pić do woli - szemrze nocną piosenkę. Ciekawe dokąd zmierza, czyim jest dopływem i w ogóle skąd wypływa? Czy kiedyś poznam jego tajemnicę..?  No i ta ścieżka z nieco wydeptana trawą już przeze mnie. Dalej sama dzicz... Nawet nie wiem, jak bym się zachował, gdyby niespodziewanie znalazł by się na niej jakiś zbłąkany turysta?! Ale to nie jest możliwe - chyba nie jest...? Jedyną dotąd osobą, która czasem sie pokaże, to pan leśniczy. Zawsze tu pusto i cicho, w zimie także biało. Życie tutaj nauczyło Papkina pokory, o którą zawsze zabiegał i której chciał się "nauczyć." Daje to niezależność i bycie sobą pisane z dużej litery, czyli jest czymś ważnym w jego życiu, a który każdego dnia przeżywa więcej przygód obcując z przyrodą niż taki fircyk z wielkiej metropolii, gdzie wszystko ma pod nosem.... Po zakończonym dniu zatapia się w myślach i o tym co napisać i jak napisać kolejną notkę w dzienniku... "Wielce szanowny Papkinie - jestem dziś bardzo zmęczony, bo pracowałem przez cały dzień od wczesnego poranka. Pod moją czaszką przesuwają się szeregi małych literek, które tworzą wpis do dzienniczka. Jedna za drugą, jak legiony natarczywych owadów szeleszczących niemal dosłownie, tworzą zdania banalne, czasem sensowne, a czasem nie, połączone szeregiem myślników i odgrodzone wykrzyknikami. A potem te literki znikły, pozostały tylko owady: mrówki, koniki polne i pchły skaczące z rządka na rządek. Aż wreszcie nadszedł łagodny czas snu. Kontury się zamazały, z mrówek pozostały motyle, migotliwe ptaszki i nocne ćmy... Machały skrzydełkami coraz wolniej i wolniej, zataczając coraz większe kręgi... I tak usnął Papkin nad kolejnym wpisem do notatnika przy palącym się kaganku. Ostatnim obrazem, który pozostał w jego świadomości, był widok ciemnej, włochatej ćmy kołującej powoli pośród pomarańczowego półmroku. Nie zdołał obudzić go krzyk puchacza, który jak na złość  usiadł na wielkim drzewie tuż obok chatki. Tak dotrwał do świtu... (cdn)
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz