Szukaj na tym blogu

czwartek, 15 września 2016

Świadomy wybór...(5) 
Jakoś na początku zimy, gdy pierwszy śnieg oszronił nieco korony drzew, a na polance zrobiło się zielono-biało , w pobliże chatki przyplątał się "zabłąkany" młody wilczek. Takiego osobnika idzie łatwo rozpoznać, choćby z racji jego zachowania. O dziwo, nie był zbyt płochliwy, jednak ostrożny. Zresztą, starsze wiekiem osobniki zachowują się podobnie, o czym mogłem się przekonać spotykając dwa wilki na asfaltowej drodze. Nic wtedy nie mówiłem, zapatrzony w ich zachowanie obserwowałem to co robią, jak mnie próbują "okrążyć" zachodząc raz od przodu, raz z boku. Masywny drążek, który zawsze mi towarzyszy w wędrówkach, przydaje się w każdej sytuacji i nie koniecznie, aby kogokolwiek nim zdzielić, bo to nie o to chodzi. A zachowują się niby z ufnością, na którą raczej liczyć się nie da, ale uważać trzeba. Pan leśniczy swego czasu dał mi kiedyś dwa straszaki, ot tak na jakąś ewentualność. Nawet wtedy nie miałem ich przy sobie...Są sprytne i podstępne, potrafią zaatakować w swój specyficzny sposób, jednak ludzi raczej unikają. Trzeba znać ich psychikę i nie tylko ich, gdyż spotkać tu można żbika, dzika, a nawet niedźwiedzia, którego nie chciał bym spotkać na ścieżce, którą przemierzam... Podszedł więc sporo blisko czając się pomiędzy dwiema sosnami, tuż przy ścianie lasu. Chyba przyswoił sobie to miejsce, bo często przesiadywał właśnie w tym miejscu obserwując to, co dzieje się w pobliżu chatki. Zawsze i z dostojeństwem pokazywał, że to on jest tutaj u siebie. A przecież Papkin nigdy w to nie wątpił. Próbowałem zawrzeć przyjaźń i nawet mi się udało (tak przynajmniej mi się wtedy wydawało) - nie mniej, kiedy robiłem dwa kroki do przodu, on o te dwa kroki cofał się do tyłu. Nie widziałem, aby prócz niego były inne osobniki tego gatunku - może, nie mniej nie udało mi się tego zgłębić. Wilki zazwyczaj są zwierzętami stadnymi. Porą letnią mogą poruszać się samotnie lub w parach. Dużo muszę się jeszcze nauczyć o ich obyczajach, zachowaniu itp. Może trafiłem na osobnika chodzącego własnymi ścieżkami, jak ja...?  Pośród zwierząt też może się znaleźć jakiś odmieniec...? Bo kiedy udaję się na wędrówkę czuję, że to zwierzątko idzie za mną krok w krok. Raz nawet zostawiłem na ścieżce swój kapelusz, aby obwąchał i nabrał animuszu, ale o tym za chwilę. A ponieważ nie zawsze na noc wracam do "siebie," koczuję w lesie, gdy mnie noc zastanie, rozkładam swój mocno sfatygowany pled i śpię pod drzewem do białego rana. CO ta gadzina robi wtedy, czy nadal mnie "pilnuje...?" Bo tutaj w Bieszczadach nawet latem noce bywają chłodne, zwłaszcza na otwartej przestrzeni. Ostatnio zapuściłem się leśnym traktem łączącym się ze szlakiem prowadzącym do Grobu Hrabiny. To spory kawałek drogi,(na noc do chaty się nie zdąży), a ta czworonożna, szara gadzina cały czas za mną szła, raz się pokazując, a raz chowając się w zaroślach. Taki dobry duszek pilnujący mnie na każdym kroku. W tę stronę nikt nie chodzi, turysta nawet nie wie, że można od potoku Niedźwiedzia, poprzez chaszcze i zarośla dostać się tam, skąd przyszedłem, ale to już inna historia i nikomu nie radzę popróbować.... A dzisiaj jak zwykle próg chatki służy do biesiadowania. Wspominam to często spotkania z innymi bieszczadnikami. Do karczmy nie zaglądam, chyba że już muszę. Wtedy dla towarzystwa można poraczyć się piwkiem, porozmawiać. Stasiu z wielkim brzuszkiem na pytanie, skąd u niego taki wacek, do którego czołg by się zmieścił, parsknął śmiechem, a ja już znałem odpowiedź. Bo tu nikt nikogo nie pyta wprost: "kto, co, skąd, po co i w ogóle... Wspominam tego, który utkwił w pamięci wszystkich - Włodka, czyli "Majstra Biedę, któremu poświęcam filmik (w następnej notce) znaleziony kiedyś w sieci. Bo nie da się określić słowami kogoś nadzwyczajnego, a zarazem na wskroś cichego, spokojnego, skromnego, który wszystko co miał - miał na sobie. Nawet piosenkę o Nim śpiewano. Zabiło go zapalenie płuc, zmarł 28 czerwca 2005 roku, a pochowano Go w małej miejscowości koło Ustrzyk - w Moczarach. Zmarł skromnie tak jak sam skromnym był. 
"Aż nastąpił taki rok, smutny rok, tak widać trzeba,
nie przyszedł Bieda zieloną wiosną,
miejsce, gdzie siedział zielskiem zarosło
i choć niejeden wytężał wzrok,
choć lato pustym gościńcem przeszło,
z rudymi liśćmi, jesieni schedą,
wiatrem niesiony popłyną w przeszłość - 
Majster Bieda..."
Wraz z nim zmarła cząstka Bieszczadów, choć z drugiej strony, jak tak sobie pomyślę jestem pewien, że siedzi On sobie gdzieś na połoninie i patrzy, a to na Tarnicę, a to na Rawkę i w duchu się uśmiecha....Podobnie jest z Papkinem. Nosi go po połoninach, chaszczach, przemierza potoki. jak niespokojny duch, który wszedł w niego i nie usiedzi na jednym miejscu zbyt długo. Można go spotkać wszędzie, w jeden dzień w kilku miejscach. Jakby wilkiem był i z nim tańczył i to wszystko, co go otacza chciałby pożreć....! Aha - i ma "kłopoty" z kapeluszem. Każdemu się on podoba, taki spocony, "brudny," chcą mu go buchnąć (?) A Papkin lubi w nim paradować - to nieodzowny atrybut tutejszego środowiska. Chlapie się w potoku z kapeluszem na głowie, pośpiewa sobie pod nosem w kapeluszu i nie odda go nikomu. I można zapomnieć wszystkiego, nawet siebie, jednak nigdy kapelusza. Nawet wilk go obwąchał, jednak Papkin nie wie, jakie wnioski to zwierzę wyciągło z tej lekcji....
(cdn)
        

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz