Powakacyjny remanent...(1)
Jeszcze tak zwariowanych wakacji nie miałem (nawiązuję do durnowatego zachowania się mojej bratowej), która uciekła z powodu złej pogody, oczywiście mnie obwiniając odpowiedzialnością za aurę (śmiechu warte). I można by przytaczać wiele powodów, lecz po co? Najlepiej jak zajmę się pozytywną stroną, która zawsze daje mi wiele satysfakcji i możliwości cofnięcia się w czasy, które mnie fascynują. Tak czy owak, tegoroczne wakacje podzieliłem na dwa etapy - ten przygodowy i ten wspomnieniowy (tak przy okazji), z zakresu dziejów rodziny. Ponieważ pierwszego komentował nie będę - może wspomnę gdzieś po drodze, a swoje przemyślenia skupie na tym, co dla mnie zawsze było i jest ważnym. Opis poniższego miejsca i sielankowej, jakby się wydawać mogło, atmosfery tamtych czasów, wcześniej szeroko opisywanych w "Historii Rodziny." Powtórzę tylko słowo wstępne zapisane kiedyś w Krakowie..." Usiadłszy wygodnie w trawie na nie wielkim pagórku - forcie powstałym w latach poprzedzających wybuch I wojny światowej, wybudowany przez zaborcę austriackiego, mając przed oczyma przestrzeń jakże inną od tej opisywanej w przekazach pisanych i ustnych - cofałem się daleko do czasów tak odległych, do początku dziejów polskiej sagi mojej rodziny ze strony mojej Mamy.... W kronice rodzinnej zapisano, że z majątku widać było Kraków i słyszało się dzwony kościelne, tudzież nawet głos Wielkiego Zygmunta..." Początek polskiej sagi rodzinnej, to rok 1759. Dzisiaj to miejsce nie przypomina tamtych czasów. Wszystko się zmieniło. Widoczna w oddali szkoła, zapewne znajduje się na ówczesnej posesji rodzinnej, jak również cały przyległy teren. Wszystko, co znajdowało się w "Rajsku" zostało opisane wcześniej...Każdy pobyt w Krakowie, w Rzeszowie, czy w Bieszczadach, skłania do refleksji, do wspomnień, w których dominują te historyczne. Wspomniałem moich przodków ze strony Mamy, a wcześniej mojej Babci. Od strony mojego ojca, historia rodziny, to burzliwe dzieje okraszone zmaganiami o polskość tych ziem, potyczkami plemiennymi, walki z tatarskimi hordami (być może także z Osmańskim imperium) i innymi wrogami Rzeczpospolitej, gdyż historia rodziny dzieje się tuż obok polskości tych ziem. W historii najnowszej natomiast to: pogrom wołyński, w którym zginęła cała rodzina, ta bliska i dalsza.... I można by tak rozważać wszystkie za i przeciw, zawsze dochodząc do wspólnego mianownika. Nie da się uniknąć historii, która jest tuż obok...Co do tej pierwszej, przygodowej strony tegorocznych wakacji powiem tak: z racji pogody, która jak na złość była mniej sprzyjająca i nas nie rozpieszczała, miałem ograniczoną możliwość obcowania z naturą. Największą nadzieję pokładałem w wejściu na Tarnicę, planując oczywiście przejście czerwonym szlakiem z Ustrzyk Górnych. Niestety na Tarnicy pogoda się zmieniła w ulewę z piorunami. Delikatnie rzecz ujmując, pomimo doświadczenia z chodzeniem po górach, nie bardzo wiedziałem, jak zachować się w takiej sytuacji. Początkowo przycupnąłem jak najniżej, ale w ostateczności podjąłem decyzję odejścia jak najdalej od żelaznego krzyża i zejść do łącznika na przełęczy pod Tarnicą. Świata widać nie było, a w takich warunkach nic, tylko ociec jak najdalej od niebezpiecznego miejsca....cdn..
(Krzemieniec)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz