Szukaj na tym blogu

wtorek, 20 września 2016

Świadomy wybór...(7)

Dwa dni temu odwiedziłem pana Wojtka. Poszedłem po zapałki i inne pierdółki, które mi się pokończyły, a także, aby spotkać się z innymi przyjaciółmi. Poszedłem, bo długo nie widać leśnego, który co jakiś czas przechodząc obok, podrzucił pudełko ogarka. Pewnie zajęty swoją pracą... W Mucznym poczułem się jak tak, jakbym znalazł się na planie jakiegoś filmu, bo mój "anioł" jest lekko mówiąc od jasnej cholery...o jego "poczytalności" umysłowej wolę sie nie wypowiadać. Czego ten człowiek nie wymyślił, aby "przyczepić" się do mnie? Wciąż zadziwia mnie jego pomysłowość w "utrudnianiu" mi życia. Dziś prócz zapałek wpakował mi do plecaka chleb, smalec i wiele innych produktów. Fajnie, ale czy tak do końca...?  A potem jeszcze te zdjęcia. Bo przecież nie ogolony facet z tygodniowym zarostem jest atrakcją niewielkiej rzeszy turystów o tej porze roku. Raczej odstraszacz, nie człowiek, bo to ani broda, ani zarost. On i jego nieodłączny aparat. Niedługo będzie mnie prześladował w snach... O ile pan Wojtek zmieści się do mojego snu, bo jego brzuszysko jest tak ogromne, że bardzo w to wątpię.... Wiem, wiem - jestem złośliwy...Nic na to nie poradzę, może mam dziś gorszy dzień...? Wracam do siebie, bo nikogo dziś nie zastałem z tych "tułaczy" - szkoda...! Nawet sobie podskoczyłem z radości, bo wiadomo - takie specjały w plecaku zdarzają się nie zbyt często.... A tu zza plota zostałem obfotografowany przez jakąś parę. Zapytałem, czy będę wystawiony na jakiejś wystawie, a może na sprzedaż, ze tak zacięcie mnie "obskakują."  Na co szanowny pan sapiąc z wysiłku i pokazując mi uśmiech powiedział, że pierwszy raz widzi prawdziwego bieszczadnika. Uśmiałem się w duchu nawet nic nie mówiąc. Ciekawe, skąd mógł wiedzieć, że mieszkam gdzieś w głuszy. Może mój wygląd na to wskazuje, albo to sprawka brzuchacza?  W każdym razie dobrze jest....Święta za pasem, które dla mnie są dniem normalnym bez specjalnego znaczenia, jedynie z głęboką świadomością, że są. Gdybym nie odfajkował dnia na prowizorycznym kalendarzu, nawet bym nie wiedział jakiś dziś dzień, bo tak naprawdę niczego nie liczę, ani nawet nie myślę. Haha, ale śmieszne...(?) Wiem tylko jedno - w Nowy Rok zawsze jest jakoś "inaczej," dziwniej i spokojniej. Wszędzie biało i głucho, nawet drzewa nie szemrają. Na pewno coś przygotuję wilczkowi o ile przyjdzie. I tak powstał pomysł na spędzenie tego wieczoru. W ciszy, ale na wesoło, kiedy stare się kończy, nowe rozpoczyna. Zaraz po Nowym Roku wybieram sie do Sianek. Tam leśni wycinają chaszcze i samosiejki na starym, zapomnianym cmentarzu, tuż obok Grobu Hrabiny. Łatwo nie będzie, wszystko zasypane śniegiem, pewnie po pas lub lepiej i przyjdzie mi przebijać  się kilka godzin. W końcu "chwila" oddechu i relaksu jest potrzebna. W tym bajkowym lesie czuję się tak dobrze, że nawet nie myślę o bożym świecie. Dzień za dniem mija i ani się obejrzysz - znowu noc. Dni takie krótkie, zwłaszcza tu. Czasem to nawet dzień cały jest "ciemno..." Spacer ma być wyciszeniem, oddechem, relaksem, wytchnieniem. W wysiłku trzeba wydalić z siebie wszystkie toksyny. Ostatnim razem na tym szlaku było jakoś tak niesamowicie. Słonko przyświecające pomiędzy drzewami i oświetlające  jak dywan ze śniegu, dawało taki bajkowy efekt. Skojarzyło mi się to z bajką o Jasiu i Małgosi, tyle.....że akurat chatki w tym miejscu nie było... No cóż, żaden ze mnie Jaś, a Małgosi brak.....
(cdn)
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz