Szukaj na tym blogu

niedziela, 15 stycznia 2017


Kresy - czyli historia rodziny mojego Taty..

Temu tematowi poświęciłem sporo uwagi w całej Genealogii. Wiem też, że nie wszystko do końca zostało zapisane, opisane, zgłębione. W tej części opisowej zamierzam przybliżyć świat Kresów współczesnych (okres wojny) czyli to co nazywamy "Rzezią Wołyńską, natomiast pochodzenie rodu przedstawię w innym czasie. Kresy mało znane i te wcześniej poznane, opowieści o ludziach z ziem Wschodniej Rzeczypospolitej. Są to wciąż żywe, nieznane dziś wielu ludziom historie mieszkańców tych ziem... Ja nie przeżyłem tej hekatomby, ale tam w czasie rzezi (na samym Wołyniu, Ukraińcy wymordowali ponad 60 tysięcy Polaków), a na całych Kresach w sumie 200 tysięcy. Pośród bestialsko zamordowanych są członkowie rodziny Ojca. Zabijano w wyrafinowany i bestialski sposób: siekierami, ćwiartkowano ciała kobiet, dzieci, starców, wieszano dzieci na płotach i przydrożnych drzewach, na drutach kolczastych, palono żywcem, przecinano piłami, wypruwano z łona matek nienarodzone dzieci. Te bestialskie mordy nigdy nie zostały osądzone - przeciwnie, dziś stawia sie pomniki oprawcom i uważa się ich za bohaterów. Czytając i opisując wszystkie te wydarzenia, ja również niejako zostałem zamordowany.Z przerażeniem wsłuchiwałem się w opowieści Gerarda Czarkowskiego (szeroko opisuję jego relację w "Genealogii"), jak opowiadał o tym, jak to banderowcy żywcem wrzucali ludzi do studzien, jak dzieci spalają w piecach, jak przywiązują mężczyzn do drzew i ćwiczą celne uderzenia siekierami, odcinając głowy, odrąbują ręce i nogi. Gdy tak słuchałem opowieści, kiedy pojechałem na Wołyń, a konkretnie do Marianówki, gdzie znajdowała się posesja dziadków (rodziców Ojca), z człowieka statecznego i pogodnego zamieniłem się w wystraszone zwierzę... Moi dziadkowie jak widać mieli wielkie "szczęście," ponieważ zostali zastrzeleni, gdy inni konali w męczarniach. Opowiadanie Gerarda jest o tyle tragiczne, że w tej potwornej rzezi brali udział jego synowie. Najmłodszy z nich ostrzega ojca, aby uciekał, wcześniej jednak zabili własna matkę, bo była Polką oraz własną siostrę... (w tym miejscu obszerna relacja i opis tych wydarzeń)... A ja zadałem sobie pytanie: "do kogo upodabniali się banderowcy..?" W Genealogii poddałem pod rozwagę dzieje bitwy nad Kałką, 31 maja 1223 roku. Starcia zbrojne pomiędzy wojskami rusko-połowieckimi z armią mongolską. Potworne mordy zastosowane przez Mongołów i technika zbrodni... Kto wie, czy nie jest to zaczerpnięta z tamtych czasów przez banderowców UPA, bo na to wskazują podobne metody, które stosowali w Rzezi Wołyńskiej....


                 (Zboryszówka, rok 2001 w czasie mojego pobytu na posesji dziadków)

I szedłem dzikim, mało wydeptanym "szlakiem,"
poprzez zarośla, między tatarakiem,
tuż nad lustrem wody, 
cichym nurtem rzeki,
co płynie spokojnie lata, może wieki...?
                                                        Dla mnie obca rzeka, lecz pamięta czasy,
                                                        gdy na jej brzegu siedzieli rybacy,
                                                        gdzie dzieci się kąpały - tu była rodzina,
                                                        od wieków na tej ziemi, matka rodzi syna.
Franciszek - mój dziadek, którego nie znałem,
lecz wiem o Nim sporo - wszystko opisałem,
tutaj zamieszkiwał, na brzegu tej rzeki,
Zboryszówką zwaną - jaki czas daleki...(?)
                                                       Teraz, gdy się przeciskam pomiędzy krzakami
                                                       spoglądam na plażę nad jej brzegami,
                                                       przywołuję czasy gwarne i wesołe,
                                                       teraz pusto i cicho, słychać tylko pszczołę.
Zaraz wejdę na plażę, zaraz ją zobaczę,
spojrzę w lewo na pole - pewnie się rozpłaczę,
tu gdzie stał dworek, teraz pusty plac
zarośnięty trawą - wszędobylski chaszcz...!
                                                       To tutaj ubowcy zabijali dziadków,
                                                       domostwo spalili i innych Polaków,
                                                       na miejscowym cmentarzu spoczywają wszyscy,
                                                       tutejsi sąsiedzi, Ci dalsi i bliscy.
Nic nie pozostało, nawet dęba ścięli,
a rzeka wciąż płynie po starej kądzieli...
                                                                             (trzecia krótka podróż na Kresy)
                                                                                                         Marianówka, czerwiec 2001 r.
(Cdn)

     




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz