Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 16 stycznia 2017


Kresy - czyli historia rodziny mojego Taty..

Posiadłość nad Zboryszówką.
"Dworek dziadków w przysiółku Marianówka był obszernym domem mieszkalnym typu rezydenckiego. Przez okna zaglądały liście dzikich winorośli, w jego gąszczu kłóciły się chmary wróbli..." (cytat z opowiadania Mamy opartego na przekazach ojca oraz innych z rodziny). Dom stał w pobliżu starego drzewostanu, pośród którego bawiły się dzieci z okolicy. To "kryjówki:" - Szwedów. Indian, Kozaków, Tatarów i....Bolszewików... Z tarasu domu rozpościerał się widok sadu i "Botanika" - chluby dziadka Franciszka z wykształcenia botanika i przyrodnika. dalej za wierzbinowymi chaszczami były łąki, a jeszcze dalej stało potężne dębowe drzewo (pień jego ścięty na pewnej wysokości, stał jeszcze w czasie pierwszego mojego pobytu w Marianówce), około połowy drogi od domu do wolnym nurtem płynącej rzeki Zboryszówki. Nad jej brzegiem pasły się krowy i kozy, również okolicznych mieszkańców. W  rzece pławiono konie, a widok otoczenia zaćmiewał wyobraźnię. Brzeg rzeki zawsze zryty był zwierzęcymi kopytami. Dzieciarnia z okolicy, a nawet z samego Horochowa, zażywała kąpieli z całymi rodzinami, używając przemyślnych sposobów zabawy.Starsi późnymi popołudniami i wieczorami urządzali spacery wzdłuż rzeki, a pastuchy śpiewali piosenki pasąc krowy: - 
                                                                    "...Oj kobył ty dobryj pip,
                                                                    toby sijaw w polu bib...."

Z relacji mamy wynikało, że Ojciec nie był skłonny zbyt wiele opowiadać, jak było za jego młodości. Był zamknięty w sobie jeśli idzie o sprawy i wydarzenia z roku 1943. On i dwoje mojego rodzeństwa cudem uszło z życiem. Gdzieś daleko pozostał majątek - dom i całe obejście. Czasami nawiązywał do pewnych zdarzeń. Śmiał się wtedy i opowiadał, jak jeżdżono na majówki drabiniastymi furmankami, po cztery siedzenia na każdym wozie. Jak przygotowywano mnóstwo smakołyków.... Stary rządca - Wasyl do glancu czyścił samowar podśpiewując: - "...je pohoda, bude doszcz,
                              oj je ryba, bude barszcz,
                              ni pohodu, ni doszczu,
                              ne ma rybu i barszczu..."
Wszyscy biegali jak zwariowani. Szczytem całej imprezy były zabawy w wyścigi z jajkami, skoki w dal, biegi w workach i wiele innych. Raczono się jadłem i popijano samogon. Życie w domu rodzinnym przeplatane było codziennymi wydarzeniami zgodnych sąsiadów żyjących obok Polaków, Ukraińców i Żydów. Dziadkowie gospodarzyli na kilku hektarach ziemi, która przechodziła różne koleje losu, jako, że pamiętała czasy Powstania Listopadowego (dziadek był członkiem "Strzelca"), po którym to powstaniu Rosjanie zabierali ziemie Polakom. Te jakoś szczęśliwie się ostały (w przeciwieństwie do rodzinnych ziem w Bereźnicy w okolicy Sarn), a wraz z innymi podobno zostały rodzinie nadane jeszcze za króla Kazimierza Jagiellończyka (?) 

  
                                                                               (zdjęcie tytułowe: Marianówka w okresie międzywojennym)
(cdn)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz