Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 23 stycznia 2017


                         P o d r ó ż e....

Chciałbym poznać świat dogłębnie,
wszystkie jego zakamarki,
błękit nieba i przyrodę,
kontynenty, oceany.
                                               na bezludnej  pobyć wyspie,
                                               jak Robinson z tej powieści,
                                               mieć kobietę za Piętaszka, 
                                              w głowie radość się nie mieści.
Pofiglować też z małpami
w amazońskiej kniei puszczy
i przepłynąć Orinoko,
albo całą Amazonkę.
                                               Potem stanąć na biegunach
                                               i przemierzyć Antarktydę,
                                               wdrapać się na sam dach świata - 
                                               w Himalajach też nie zginę.
Odkryć znowu Amerykę,
po Indiańskich chodzić szlakach
i Afrykę także zdobyć,
nad niedolą ludzką płakać.
                                                 Przebyć szlak bezkresnych prerii,
                                                 australijską poznać rafę,
                                                 trochę sobie pokowboić,
                                                 lub przepłynąć wprost kajakiem.
Przewędrować szlak niebieski
przelatując samolotem,
z kontynentu na zachodzie,
w Polsce znaleźć się z powrotem.
                                                Tu najwięcej jest radości,
                                                 gdy się spojrzy dookoła,
                                                wokół wszystko takie swojskie,
                                                znów tu jestem - 
                                                serce woła...!
                                                                  (6 sierpnia 2004)

A wszystkim się wydawało, że Papkin jeździ dla przyjemności... Szeptali po katach, że pieniądze wydaje na jazdy (tak, jakby to były ich pieniądze).... Cała reszta siedziała na zapiecku, nie ruszając tyłka nawet poza miasto, znając jedynie drogę pomiędzy Serwówką,
a rynkiem. (znany przypadek zaginięcia mojej cioci, która zboczyła w inną ulicę i po prostu nie potrafiła wrócić do domu. Takie to były ich "podróże") Ale mnie przyklejano łatkę niemal za wszystko i powinienem już raz przyzwyczaić się do tego, co zresztą nastąpiło po latach - nie przejmowania się tym, co kto o mnie mówi i myśli. Nie wiedzieli co mnie goni po świecie. A ja odwiedzałem wszystkie miejsca związane z rodziną. Już wtedy gromadziłem dokumentację, która posłuży mi później do opracowania genealogii. Ja natomiast nie widziałem potrzeby informowania nikogo o swoich zamiarach. 


  
Swoje podróże zawsze nazywałem :granicami wytrzymałości." Bo w pociągu zawsze trzeba usiąść wygodnie. Nie ma znaczenia, czy jedziesz na północ, czy południe, na zachód, czy na wschód. Chodzi o miejsce, które pozwala w nocy zdrzemnąć się i dać wypoczynek nogom, które w ciągu dnia będą musiały pokonać kilometry. A różnie bywało z tym wypoczynkiem. Starałem się specjalnie nie wybierać "luksusu," ale jeśli miało się odrobinę szczęścia...? Dziś inaczej się podróżuje, w innych warunkach, nie to co przed laty.... Staram się układać wszystko w kolejności, z góry planuję każdą czynność, a planując podróż - mieć wszystko ułożone według wcześniej zaplanowanej trasy, dokładnie analizując każdy szczegół. To także rozsądek i przyzwyczajenie, a całe podróżowanie zamyka się w przedziale wagonu. Nie inaczej jest w czasie wędrówek po górach: po połoninach bieszczadzkich, na szlakach itp. W wagonie trzeba odsiedzieć swoje, odczekać, często nawet w korytarzu, w ścisku i niewygodzie, porozmawiać z ludźmi lub pomilczeć... Za oknami wagonu dzieje się świat... Pochyłe kłęby powietrza zsuwają się na horyzont. Pod poszarpanym niebem dymy chmur oddalają się gdzieś do tyłu. Patrząc czujnie przez okno, wyczekuję jakichś znaków rozpoznawczych, które tkwią w mojej pamięci, a które przed podróżą "wbijałem" sobie w głowę (zapamiętałem). To takie znaki prowadzą mnie w miejsca, które są moim celem. To także daje poczucie bezpieczeństwa (podróż na Ukrainę do miejsc niby tak znanych, a jak bardzo nieznanych). Można coś powiedzieć, z orientować się nawiązując do sytuacji, którą dobrze się zna lub nie zna wcale. Wtedy czekam, wypatruję.... Za oknami wagonu zmieniają się krajobrazy. Nie rozpoznaję okolicy jeśli jestem po raz pierwszy, ale doświadczenie pomaga, nie pozwala się zagubić, nawet w obcej okolicy. W odbiciu szyby zaczyna się miasto - miejsce, do którego zdążam. Spotykam różne otoczenie - graffiti zarośnięte trawą lub na nowej elewacji budynku. Zastanawiam się, czy to sztuka, czy wandalizm? Opinie są różne i nie mnie to rozstrzygać, ale według mojego sumienia, to draństwo i wandalizm - nie ma innego wytłumaczenia.... Na peronie stacji nikt mnie nie wita, nikt mnie nie oczekuje - nie znam tu nikogo. Jestem zawsze sam ze sobą, bez niczyjego towarzystwa, zdany tylko i wyłącznie na siebie, czasem z mapą - planem miasta lub inną ściągawką.   



Nigdy też nie zauważyłem transparentu z krzyczącym powitaniem "Witaj Papkinie!" Nie było słychać dźwięków fanfar, a ten wokół mnie tłum, jak to na dworcach bywa, jest dla mnie niezauważalny. To normalne zachowanie sie tłumów, który za chwilę przeminie, gdy tylko opuszczę to miejsce. W lesie, na szlaku witam samego siebie i zawsze mówię do siebie: "Oto jestem...!"  Bo kiedy zasypiam, nawet pod drzewem w lesie, śpię czujnie, a może tylko czuwam? Zawsze mam taki lekki sen, który w razie "zagrożenia" każe podnieść zmęczone powieki. Podróżnik w czasie samotnej wyprawy - instynkt przetrwania.... Pociąg rusza, rozpędza się powoli. Tłum ludzi oddala się razem z białą linią peronu.... Do widzenia, do następnej podróży....

  
                                                    P   a   p   k   i   n

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz