Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 13 lutego 2017


                          Wkurzyłem się...

Nie trzeba wytrwałego obserwatora życia w obecnych czasach, gdy "walą" się nam na kark różnego rodzaju paradoksy cywilizacyjne i wtedy zaczynamy zastanawiać się nad ich sensownością. W porównaniu z minionym czasem (mam na myśli czas, kiedy uczęszczałem do podstawówki), zwłaszcza tymi, o których wspomniałem, obecne czasy, to jakiś "wyjątkowy luksus." Tak powiedzą Ci, którzy nie mają zielonego pojęcia o tym, jak to kiedyś bywało, czyli w połowie XX wieku i nieco później. Trapią nas różne problemy, choćby zdrowotne typu grypa, jakieś przeziębienia, które nijak mają się do tych z mojego dzieciństwa i wielu innych "stworów" obecnych czasów. Myślę nawet, że dzisiejsi ludzie zwariowali na punkcie "poprawności cywilizacyjnej." Kto kiedy w czasach mojego dzieciństwa nosił w zimie kurtkę, a zimy były nie takie jak dzisiaj, a drzewa nocami pękały z mrozu. Gile wisiały aż do brody, szalik pod szyją i gruby sweter. Tak wyglądał dzieciak końca lat pięćdziesiątych i początku sześćdziesiątych... W szkole było "dożywianie," czyli ciepły posiłek (kawa zbożowa, mleko, pajda chleba z masłem i...czosnkiem oraz musowo łyżka tranu z chlebem na przekąskę). Nikomu nie zagrażało przeziębienie, a moja wychowawczyni, którą do dziś rzewnie wspominam, pani Maria Potępowa, tuliła nas opiekując się i troszcząc. To byli nauczyciele z prawdziwego zdarzenia. Kto słyszał o jakimś ADHA? Co to w ogóle jest? Dziś pseudo psychologowie i "znawcy," lekarze i innej maści "dewiaci" "rozczulają się" nad czymś czego nie ma. Bo ktoś, kto ma większy temperament od dziecka wychowanego pod spódnicą mamy, jest już beeee...!?  



Podstawówka była siedmioklasowa, potem ośmioklasowa, były licea i technika oraz szkoły zawodowe. Zdanie matury było czymś prestiżowym na równym poziomie, nie jak dziś rozszerzonym, a po zawodówce miało się wyuczony zawód. Można było kształcić się dalej
na Wyższych Uczelniach pozbawionych kumoterskim i politycznym zabarwieniem profesorów i wykładowców akademickich mimo, że był to czas głębokiej komuny... Fartuszki i tarcze szkolne na rękawach - czerwone szkoły ponadpodstawowe, niebieskie podstawówki i numerem szkoły. Też rozrabialiśmy, ale nie było tego draństwa co obecnie pod Gimnazjami. Kto odważył by się zapalić papierosa, wypić piwo zwłaszcza w miejscu publicznym? Nauczyciel cieszył się szacunkiem, uczeń mógł oberwać drewnianym piórnikiem przez łapy albo cyrklem na geometrii i żaden rodzić nie miał pretensji do szkoły.
Nie było mody w szkołach, bo zasobność rodzin była jaka była. Lakierowanie paznokci - kto by o tym pomyślał...? Wesoły tłum wychodzących po ostatnim dzwonku uczniów oznajmiał koniec lekcji na dziś, które kończyły się wraz z godzinami południowymi. Kto widział uczących się popołudniami i wieczorami? Owszem, tylko szkoły dla dorosłych, a w soboty i w niedziele szkoły systemu korespondencyjnego... Obecny tzw, "weekend" był "świętem" dla wszystkich. W soboty pracowało się tylko do godziny 13-tej, sklepy kończyły pracę około godziny 14-tej. Nie było marketów i "wojny" o prestiż sklepu. Wszyscy zdążyli się zaopatrzyć w potrzebne produkty. Ferie zimowe były jednolite czasowo dla wszystkich w miesiącu lutym, a koniec roku szkolnego zawsze był 21 czerwca - nie było żadnego odstępstwa od tej daty. Szkolne kolonie obejmowały wszystkich bez wyjątku, bez żadnych kryteri. Nie było problemu, że ktoś nie ma pieniędzy - jechali wszyscy, którzy wyrazili chęć...I można byłoby wymieniać jeszcze wiele innych atutów tamtych czasów, bo wtedy nikt nie znał pojęcia, "że się nie da." A dziś? Nie ma pieniędzy dla dzieci, szkoły nie organizują kolonii dla swoich uczniów. W wielu przypadkach rządzą mafijne układy, korupcja, draństwo i...nauczyciele, którym się wydaję, że ich wygodnictwo jest najważniejsze. Oczywiście, że nie dotyczy to wszystkich. Większość nauczycieli boryka się z układami w szkołach, Kuratoriach i nie są w stanie przebić się przez ten gąszcz nieprawości. Szkoły nie uczą historii, tej historii, którą mnie uczono, a patriotyzm jest wyrywkowy. Nie wiem dlaczego w dzisiejszych szkołach ktoś robi kokosowy interes każąc płacić za drożdżówkę aż trzy (3) złote, gdy taka sama tuż obok szkoły kosztuje o połowę taniej? Kto prowadzi te sklepiki szkolne z wygórowanymi cenami? Dlaczego Ci, którzy powinni dbać o dobro dzieci i uczniów, udzielają się na czarnych marszach i nie ponoszą żadnych konsekwencji? Dlaczego deprawują swoim zachowaniem młodzież? Dlaczego ten świat tak nisko upadł i dlaczego na siłę wciska nam się kit w oczy...? Dlaczego się wkurzyłem? Bo jak usłyszałem, że prezydent Poznania, nijaki Jaśkowiak, zwany "facetem z pod tęczowego parasola" wraz ze swoimi poplecznikami chce torpedować zmiany w edukacji i nadal protestować przeciwko likwidacji zgniłych gimnazjów - wylęgarni wszelkiego zła i praktycznie szkoły, która niczego dobrego nie wnosi (to strata trzech lat po których niczego się nie osiąga) - to mnie totalnie zniewala taka postawa. Jakim prawem samorządowiec wypowiada posłuszeństwo  rządowi centralnemu? Gdzie byli wszyscy Ci dzisiejsi obrońcy, kiedy likwidowano kilka tysięcy podstawówek, przedszkoli, żłobków? Gdzie Oni wszyscy byli...? 
I tak jest niemal w każdej dziedzinie naszego życia. Oto cywilizacja zaprzańców...!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz