Szukaj na tym blogu
czwartek, 23 lutego 2017
Zapewne znowu coś mnie "ugryzło," bo tym razem sięgam do swoich zakamuflowanych, kiczowatych strof. Wygrzebałem z zakamarków wierszyk, który w zasadzie aktualny jest każdego roku, o zwykłej porze - czy to moje urodziny, dzień ojca...(?) A podobnych znalazło by się więcej, gdyby zrobić większy remanent. Dziś będą dwa, ten wspomniany, datowany na 25 lipca 2014 roku. Ten drugi dedykowany zmarłej Ani Przybylskiej z dnia 8 października 2014 roku....
Dzień Ojca minął,
wcześniej Dzień Urodzin,
nikt nie pamięta,
nikogo nie obchodzi,
po co sobie głowę głupotą zaprzątać,
lepiej żyć swoim życiem,
o nim nie pamiętać.
I tak jest każdego roku,
gdy dzień ten przychodzi,
a ja w Dniu Urodzin
jechałem do Łodzi -
zawsze gdzieś wyruszam
poza dom - daleko,
albo siedzę w ciszy,
w naturze, nad rzeką.
Najlepiej być z sobą,
sam na sam - samotnie,
sprawdziłem tą przypadłość wiele -
wielokrotnie,
najlepiej tak z daleka
patrzeć na te sprawy,
nie przejmować się niczym,
jechać do...Warszawy.
Dzień minie tak jak każdy,
w miarę się obróci,
wbrew wszystkim pozorom,
Staszka nie zasmuci,
bo Papkin to jegomość,
nikomu się nie kłania,
tak jest i teraz -
było od zarania.
I tak sto lat radości,
sam sobie chcę życzyć,
by od nikogo
nic więcej nie słyszeć.
Sam więc świętuję
urodziny w ciszy,
na łonie natury
i w najdzikszej dziczy...
Echa już nie ma -
nie wezwie go żaden głos
i uszy już ogłuchły
i oczy straciły wzrok....
Ani śladu dawnej postaci,
nic już po Niej nie zastanie,
a gdy zasypią studni pamięć,
świat zamieni się w kamień...
Lecz nigdy o Niej nie zapomnimy,
pamięć o Ani będzie trwać,
odwiedzać grób zawsze będziemy
tam na Oksywiu -
na warcie stać...!
(8 października 2014)
P a p k i n
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz