Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 6 lutego 2017

List od siebie do...siebie.

Czasem trzeba sobie pogderać. po marudzić. Podobno przynosi ulgę lub poczucie ulgi. Tak więc mruczę sobie pod nosem, w większości w myślach, ale czasem mruczę na głos. Gdy staje się to wyczuwalne, pytają: "co tam mruczysz?!" - Nic! Mówię tylko do siebie... Aha, jesteś brzuchomówcą? Tak i wtedy wiem, że moich myśli inaczej nikt nie odbierze, tylko jako zły dzień. Ale czy naprawdę? Zastanawiałem się, jak, w jaki sposób odpowiedzieć na "wyzwanie" myśląc, że wyjaśnienie pod notką wystarczy. Chodzi o notkę, w której piszę, że "prawdopodobnie wpadłem w dołek psychiczny." Uważam, że mogę od czasu do czasu pozwolić sobie nawet na odrobinę melancholii i własne spojrzenie na problem. Wiem też, że zdarza mi się wracać w przeszłość, odgrzebywać coś, czemu powinienem dać spokój. Ale zapewne nie jestem w tym odosobniony. A więc, jak odpowiedzieć osobom, które dały mi do "wiwatu?" Piszę więc list do...siebie, bo chyba w ten sposób ujmę to poprawnie, a zarazem osobno, nie pod tekstem notki. Oczywiście w tym miejscu należałoby dodać coś więcej, ale nie dziś - może jutro...?

Szanowny Panie Papkinie...
Z szyderczym uśmiechem przeczytałem relację z debaty nad moją notką na blogu, która odbyła się z udziałem m.in. nauczyciela akademickiego. Wszyscy podchwycili temat i jak wiatr unoszący się nad prerią, przeszli do "ataku." Cóż takiego nie spodobało się moim rozmówcom? Zapewne prosty język i mój osobisty problem uporania się z przysłowiowym "dołkiem." Ciarki mnie przeszły czytając rewelacje udzielanych mi rad i porad i napawają zgrozą. Czy już naprawdę nie można być szczerym...? To jest też sygnałem, że kogoś celnie ugodziłem. Bo do tego dołka, jak nie tak dawno pisałem, trudno się przyznać, ale "zgnoić" innego można...?! Tak - mój świat najwidoczniej leży na kompletnym odludziu, wszystko jest tu marne, łącznie z moim samopoczuciem. Ale w tym całym rozgardiaszu, z pomocą najwyraźniej przyszła mi Opatrzność. "Wykład" tak zacnego prelegenta nie tylko zwabił żądnych udzielenia dobrych rad (jestem wdzięczny), co wobec pasywnej postawy autora, jakby uderzono się w pierś (może nie swoją) i odpuszczono mi "grzechy," w jednym nawet przypadku przyznając, "że coś tu namieszałem - przepraszam." Dobre i to..! Teraz jestem już weteranem w radzeniu sobie z "protestami" i przekrzykiwaniu tego hałasu. Jeśli ktoś chce wyjść - proszę bardzo. Zawsze tłumaczę to zjawisko słowami: "Zdaję sobie sprawę, że biegunka, to nie przelewki." Przecież nikt, a nikt nie musi mnie czytać. Jak widzę - szczerość się nie opłaca, bo ludzie tego nie lubią.
                                Z wyrazami szacunku
                                                                     P a p k i n
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz