Wielce Szanowny....Dobrodzieju...
Ile czasu upłynęło od mojego urodzenia...? Długich lat wspomnień, spokoju, krzyku, ukojenia, "wojen" roztargnień, ile lat świetności, ile w zatraceniu - czasu wyniosłości...?
Ile wierszy napisanych - prozy i...głupotek, ile słów zapomnianych, sprośnych - dziwnych zwrotek....Takich co od ręki, na kolanie piszę, nie tych z poetyckiej ręki, lecz zwykłych, prostych dziwotek. I cieszy mnie moja świadomość, bo piszę jakby dla siebie, a jeśli je ktoś przeczyta, to będę w siódmym niebie. A może je oceni i wyda opinię chwalebną, to radość mnie ogarnie - tak w słowie było niejednym. Bo tych, co je już czytali, ocenić mnie zdążyli, za wszystko im dziękuję i oby długo żyli....
Wstać wczesnym porankiem
wraz z poranną rosą,
przejść się po zielonej łące
bez butów - tak na boso.
Zanucić wesołą piosenkę,
rozkoszować się wolnością,
odrzucić wszystkie smutki
i cieszyć się radością.
Ze słońcem pójść na kawę,
jak z przyjaciółmi pod rękę,
załatwić słuszną sprawę,
z uśmiechem oraz wdziękiem...
(12 kwietnia 2003)
Moim przyjaciołom życzę miłego dnia.
P a p k i n
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz