Zetknąłem się z sytuacją, która dotykała mnie przed wielu laty i tak naprawdę ciągnie się po dziś dzień. Mój charakter ma to do siebie, że potrafi bardzo szybko wymanewrować wszelkie myśli dołka psychicznego, aby nie powiedzieć wręcz - myśli samobójczych. Wiem - ktoś powie zaraz, że upadłem na mózg i pletę trzy po trzy...Bardzo dobrze rozumiem osobę, która zainspirowała mnie do zmiany dzisiejszego tematu, ale cóż...Nie mniej problem jest zwłaszcza, gdy zostaje się sam z takim "żywiołem," bez pomocy ze strony najbliższych. Mnie jakoś "udało" się wyjść z tego dołka, z tej traumy, jaka dopadła mnie po śmierci żony. Ale obojętność, brak duchowego wsparcia ze strony własnie najbliższych, najbardziej daje się we znaki do dzisiaj. Ale życie toczy się dalej, obojętnie co nas po drodze spotyka - żyć trzeba dalej.
Nie można się go bać, choć jest ono w wielu przypadkach okrutne. Myślenie o samobójstwie niczego nie rozwiąże, tak samo jak sam czyn. Co do mnie - takich myśli nigdy nie miałem, a nawet gdyby, to nie pozwoliła by mi moja religia, a co ważne - do takiego czynu trzeba mieć odwagę, a ja jestem tchórzem... I druga sprawa nie mająca wspólnego z powyższą choć nie tak do końca. Zaledwie kilka dni temu spotkałem się z sytuacją, która nie tylko mnie zbulwersowała, ale rozgniewała do tego stopnia, że w danej chwili bylem zdolny do pobicia...kobiety. Moja wnuczka w obecności całej klasy została ośmieszona przez nauczycielkę tylko dlatego, że czegoś tam nie umiała. Wnuczkę poprosiła do siebie stawiając ja pod tablicą, wymyślając jej, a klasa ryczała śmiechem. To co działo się już w domu wprost mnie przeraziło. Zastanawiam się, co to za koledzy z klasy, którzy potrafią parskać śmiechem nie zastanawiając się, że tym sposobem narażają swoją koleżankę na szwank? Kto w zasadzie ich wychowuje? Jakim prawem pedagog stosuje takie praktyki? To takie dwa skrajne przypadki sytuacji, która w jakimś stopniu mogą doprowadzić do skrajnych zdarzeń. I takie pedagogiczne badziewie ma czelność powiedzieć, że jej nikt bać się nie musi, a już na pewno nie uczeń? Czy ta pani nie pomyślała, że powinna siebie kontrolować, czy nie wywołuje stresu u innych? I kto to robi - pedagog...? A teraz coś co obrazuje tego typu stany wywołane stresem, a nawet strachem...
Wiele osób sądzi, ze jestem bardzo wesoły, pewny siebie
i zadowolony z życia. Niektórzy znają mnie lepiej, lecz nikt
nie wie, ile smutków, obaw i tęsknot czai się we mnie.
Może są tacy, którzy podziwiają coś we mnie,
choć jedyne, co można by we mnie podziwiać,
to fakt, że wciąż jeszcze nie odebrałem sobie życia i nawet to wynika tylko z tchórzostwa.
Czuję się jak głośny kolorowy pusty sześcian z papieru
na wystawie sklepu papierniczego,
który zwraca uwagę wszystkich ludzi,
a niektórzy patrzą nawet z zazdrością.
Lubię moje wnętrze - jest tak puste,
a mój płacz cichnie nie słyszany w dali,
gdyż w środku mojego życia jest luka głęboka
i od dawna już próbuję ja wypełnić wszystkim:
tańcem, muzyką, zgrywami, śmiechem i płaczem..
Czasami buduję z tego mosty,
które jednak znów szybko się walą,
bo to tylko iluzje.
A kiedy stoję na nich spokojnie nachodzi mnie strach
i czuję głęboko pode mną wir nicości,
co stale i wciąż wyrywa kawałek mej duszy,
a ja nie mogę wypełnić tej luki.
Każde słowo, które do mnie mówisz
jest mi pomocą, a pocałunkiem
mogła byś mnie wybawić
nie na zawsze, ale na długo...
(Erwin Ringel)
Miłego dnia
Papkin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz