Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 21 listopada 2016

                      (17) Wszyscy moi przyjaciele...


Byłoby cudownie, gdyby tak można było wszystko zacząć od nowa.... Nowy Rok, nowy dzień, nowy świat, nowe życie. Gdyby tak można było obudzić się rano i zobaczyć wszystko świeżym, nie zmęczonym spojrzeniem. Sięgnąć ze stołu długi, zatemperowany ołówek i białą czystą kartkę, na której naszkicowałbym nowy ład. To byłoby coś...!  Wtedy poczuł bym się trochę dobrze, trochę jak malarz, troszkę jak rzemieślnik, a już najbardziej, jak.... Tysiące pomysłów i tylko jedna biała skromna kartka, na marginesie też bez akapitu. Najpierw napisałbym o miłości, tej, której tak bardzo mi brakuje, choć już tyle lat, jak zniknęła i z całą pewnością nie potrafię dać jej innej kobiecie. Żeby ludzie się kochali i byli kochani, By nie bali się o niej mówić i okazywać jej na przeróżny sposób. Niech wszyscy będą jej szaleńcami, niech będzie po nich widać, że kochają...Może mógłbym też spisać jakieś prawa i zasady? No i oczywiście obowiązki, ale nie za dużo, jak na początek, a to co najważniejsze - o przyjaciołach, tych najwierniejszych, bezinteresownych... O mojej Mamie, która zawsze zatroskana była o losy rodziny, o uśmiechu, który gościł nieustannie na jej twarzy. O losach, waśniach i kompromisach - wszystkim, co nas łączyło, bo tak naprawdę, wbrew twierdzeniom, nic nas nie dzieliło. O moich Dziadkach, którzy tyle serca wkładali w naszą egzystencję, którzy znali każdy zakamarek naszych serc i umysłów, o dobroci i troskach o byt całej rodziny. O mojej miłości, o której wcześniej wspomniałem i jej dobrym sercu. Ile mi pomogła, nie potrafię zebrać słów. O walce z przeznaczeniem i nieuchronnością odejścia....A Wy, którzy mnie otaczaliście, znani i którzy przekuwacie swoje losy gdzieś na końcu świata i Ci, których nie ma pośród nas... Ile potrzeba słów, aby Was wymienić...?! Są jednak dni, po których zawsze wstaje się trochę jakby po południu i mocno lewą nogą. Najpierw do łazienki - trzeba się jakoś doprowadzić do porządku. Włosy trochę jakby nie w tą stronę. A tak na marginesie - nie przypominam sobie, abym wczoraj grzebał przy prądzie... To może szybki prysznic, kilka min do lustra, ale nie za długo, bo żołądek domaga się śniadania. Wiem, jak wygląda i co czuje człowiek głodny, już to kiedyś "przerabiałem..." To zbyt upokarzające na tym świecie.... Trochę mocniej wyciągnąć policzki , język na wierzch... No, już lepiej, ale to i tak jeszcze nie to... A po śniadaniu gorąca, aromatyczna kawa, łyżeczka cukru, zrobić "głuchacza" aby wszyscy wiedzieli, że żyję, żeby i Oni o mnie nie zapominali... A jeszcze potem, trzeba by iść znowu spać, bo już późno, bo dzień właściwie był taki meczący i w ogóle... A ołówek jak leżał, tak leży - dziwnie mocno zaostrzony z otwartą raną rysika, tak jak rano... A może nie zaczynać od początku...? Bo zanim zlepię minuty w godziny, a godziny w dni, dni w tygodnia w miesiąc,może się okazać, że wszystko już się skończyło. Ani bym się obejrzał, a w tok dwunastu miesięcy zdążyłbym
się wdrążyć dopiero na samej mecie. Więc warto iść dalej w życie choć boleśniej, bardziej świadomie ze wspomnieniem niejednej łzy, ale mądrzej o ten kolejny, może nie do końca szczęśliwy rok. Podejrzewam, że ten rok, który nadejdzie, będzie kolejnym wielkim sprawdzianem. Na pewno będę pisał listy w tradycyjny sposób, różne teksty, rozmawiał z ludźmi i pamiętał będę o najbliższych przyjaciołach... Mam nadzieję, że nie będę chorował, miał będę więcej środków do życia, tak samo podróżował, jak dotychczas, odwiedzał stare kąty. włóczył się po bezdrożach, że będę bardziej wesoły, że w nadchodzącym roku mniej ludzi umrze na świecie z głodu, że wszystko. co złe własnie w nadchodzącym roku się polepszy....Wybiegam zbyt daleko przed siebie, ale czas tak szybko pędzi do przodu. Dziś poniedziałek, ostatni tydzień przed Adwentem... Gdzie ten czas umknął...? A ja mykam w plener. Wychodzę z domu, aby nie gnuśnieć w..."zaroślach." 
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz