(21) To co mi się przyśniło...
W dół wiodła mnie szeroka droga aż do bramy...Przyjęto mnie życzliwie, były nawet fanfary
(podobno tak witają ludzi małej wiary).
Zrobiło się ciepło, wokół przesuwały się cienie,
w powietrzu czuć było nienasycenie.
Ktoś mnie objął wskazując drogę,
zrozumiałem, że cofnąć się już nie mogę...
Ruszyłem ciasnym korytarzem do wielkiej sali,
Oni już tam byli, pewnie na mnie czekali -
wszyscy, których skrzywdziłem,
mieli nadzieję, że poproszę o litość i wybaczenie -
niestety, ja już się nie zmienię...
Jeśli są bez winy niech rzucą kamieniem,
wszystkim im powiem szczerze,
że w niebo i piekło wierzę,
ale jest jedno ale -
nie znaczy to, że nie jestem winny wcale...(?)
Orzekną pewnie, że jestem nienormalny,
a ja wiem na pewno, że nie reformowalny...
Papkin o poranku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz