Szukaj na tym blogu

czwartek, 10 listopada 2016

(7) Historia nowsza, choć nadal stara...

"....Sam sobie jestem winien. Sam to wszystko na siebie ściągnąłem, bo opowiedziałem publicznie, w czasie i nie w tym miejscu historię swojego życia oraz to, że ktoś z mojej rodziny został zamordowany w Katyniu (był to rok 1965 w czasie odbywania służby wojskowej)..." Jak wydźwignąwszy się z biedy dzieciństwa, pobytów w Domach Dziecka i upokorzeń z tym związanych - wstąpiłem na "wyżyny" absolutnej klęski.


Ale człowiek, który w życiu popełnił tyle błędów, nie może sobie pozwolić na ignorowanie rad karcących go przyjaciół i..."przyjaciół" fałszywych, choćby, jak te zadufane ciotki, czy wujowie, a zwłaszcza taki jeden z "gnojownika," jak go wszyscy nazywali. Moralny megaloman - "autorytet," jak sam mawiał o sobie i...prorok. Jak po latach się okaże - własnego losu, nie mojego, jak chciał. Takich ludzi lepiej nie słuchać, ale wtedy byłem w innej sytuacji... Karcenie jest lepsze niż nic, przynajmniej jest dowodem, ze ma się jakieś "towarzystwo." Podobnie było w areszcie garnizonowym w Gdyni, jak mnie zamkli za słowa wypowiedziane o Katyniu. "Zdechniesz tu jak szczur" - chełpił się burak w stopniu bosmana i co rusz wymyślał, jak mi dopiec. A to wylał wodę na prycze, albo znowu coś innego, jak choćby "pogrzeb zapałki," itp... Jak to historia lubi się powtarzać...Ale macie słuszność - muszę się jeszcze wiele nauczyć, aby Wam dorównać - szuje i gnidy, bo nauki nigdy nie za wiele, a człowiek i tak głupi umiera. A dziś możecie pocałować mnie w d... Przykładałem się więc do pracy i robiłem postępy. Gdy mnie wreszcie "wyprowadzono" z tego przybytku (pełne trzy tygodnie), dostałem "pracę" w...hotelu dla panów oficerów, którzy spędzali upojne noce z panienkami i dupczyli się na funty. Moja rolą było było sprzątanie tego syfu... I co, że mnie posadzili za sprawę, która później okaże się prawdą, a sam major od propagandy (oficer polityczny) już dawno ma piasek w zębach. Ja żyję i to moja prawda okazała się słuszną... Podobnie było z tymi ciotami i przyzwoitkami, które chciały mnie "nawrócić" i nie wiem po co..? Myślę, ze na łożu śmierci będę w szczytowej formie. Dobrzy ludzie umierają młodo, czego dowodem jest moja żona. Mnie jednak los oszczędził - widocznie mam tu jeszcze coś do zrobienia (fakt ten jest jeszcze dziś sola w oku wielu "dobrych przyjaciół"), żebym mógł udoskonalić swoje postępki wobec "wrogów" i żebym umarł jako może nie ideał, bo takich sam nie cierpię, ale jako człowiek dobroci - zwykły i prosty. Jako ten, który zgłębił tajemnicę swoich przodków spisując ich dzieje (Genealogia) i który wie więcej niż wszyscy inni razem wzięci. Bo Ci, którzy zmarli wcześniej, przede mną, będą dumni ze mnie. Wstąpię w szeregi nieśmiertelnych, tylko boję się, że właśnie w tej godzinie mogę spóźnić się na wieczność.... Tak..! Muszę bardziej wierzyć swoim instynktom... A Wy wszyscy, którzy zadajecie durne pytania z dziedziny: - "dlaczego to Oni odeszli, nie ja" - powinniście wreszcie puknąć się w swoje głupowate móżdżki i zrozumieć, że na każdego z nas przyjdzie odpowiednia kolej losu. Każdy z nas podzieli ten sam los i spocznie na cmentarzu. Nie Wam jest dane mnie osadzać i ustalać kolejkę zejścia z tego świata. A co do mnie - spokojnie! Na mnie także taki czas przyjdzie - wcześniej, czy później... I to w zasadzie byłoby wszystko w temacie....

                                                  Na mój pogrzeb nie przyjdzie nikt,
                                                  pochowają mnie w samotności,
                                                  pozostanie tylko kwit
                                                 ten z pochowku, bez czułości.
Spocznę w grobie pod drzewami
na zielonym małym cmentarzu,
żaden sąsiad nie powie nic,
nie zagrają żadne fanfary.
                                                  Wokół cisza ogarnie mnie wielka,
                                                  nawet wiatr nie porusza listkami,
                                                  przyjdą splunąć na moją twarz
                                                  wszyscy, co gardzili moimi uczuciami.
Leżąc w trumnie zazgrzytam zębami,
ciemno wszędzie - nikt nie usłyszy,
nikt nie przyjdzie ze zniczami,
pozostanę w głębokiej ciszy...
      (sierpień 2014)
                                   P a p k i n

       

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz