Szukaj na tym blogu

niedziela, 20 listopada 2016

   (16) Komunikacja miejska oddechem miasta (2)...


Druga część tego samego tematu, o którym wspominałem poprzednio czyli: "Droga przez mękę - "luksus" podróżowania komunikacją miejską - rozmowy telefoniczne w autobusie...

Stoję sobie w autobusie, czekam aż dojadę do celu. Tuż obok siedzi osoba, która mogła by wyjąć durną gazetę i poczytać... Nie....! Wystukuje numer i zaczyna się trele:
- Cześć mamo...
cisza....
- tak, byłam na zakupach...
cisza...
- nie, nie pójdę...
cisza....
- tak, Maciuś pozdrawia...
cisza...
I tak chrzani o pierdołach przez pół godziny. Mało tego - słychać ją cztery siedzenia dalej jeśli nie jeszcze dalej, bo przecież wszyscy pasażerowie muszą się dowiedzieć o tym, że jej mąż wymienił kaloryfer... Nie znoszę tego. Co innego, jak siedzi dwie osoby i rozmawiają nawet głośno, nie przeszkadza mi to jeśli rozmowa ma sens, nie jakieś śmiechy na głos i ujadanie... Gdy jednak ktoś rozmawia przez telefon i do tego tak głośno - we mnie z minuty na minutę rośnie irytacja. Po za tym, nie mam ochoty słuchać o ogórkowej, zakupach i imieninach cioci Matyldy. Coraz częściej trafiam na takich gadaczy długodystansowców. Myślę, że rozmowy przez komórkę, które trwają dłużej niż pięć minut, powinny być w autobusach zabronione. Ale zauważyłem, że nie tylko mnie to wkurza. Dwa dni temu pasażerowie poprosili kierowcę, aby zainterweniował w sprawie pani, którą cały autobus słyszał.Skończyła rozmawiać na końcowym przystanku, po 35 minutach jazdy... Zauważyłem też, że w niektórych autobusach jest nawet wywieszka, że zabrania się rozmów telefonicznych na pierwszych siedzeniach (przednich). Kierowcy też mają tego dość.... Albo są jeszcze inni. Tym to już całkowicie się nudzi podczas podróży. Ledwo wsiądą, wystukują numer i gadają przez pięć minut. Skończą rozmowę - wystukują kolejny numer i znowu ta sama jatka przez dziesięć minut. I tak przez całą trasę. Pocieszające jest to, że nie tylko mnie to irytuje....
Post Skriptum:
Dla mnie byłoby to jeszcze do przeżycia, gdyby nie to, że w autobusach po prostu cuchnie, nawet w tych względnie ładnych i nowych. Ludzie są okropni, po prostu brudni i śmierdzący. Problem jest taki, że korzystający z komunikacji miejskiej dzielą się na takich, których nie stać na własny samochód, ale dbają o siebie i totalną, obleśną hołotę (niestety większość). Dlaczego...? Bo gdy wsiadam do środków komunikacji miejskiej muszę wdychać perfumy i duszne smrody połączone z potem. Tym wszystkim paniusiom, które wylewają hektolitry dezodorantów na siebie wydaje się, że to takie estetyczne, takie powabne... W rzeczywistości śmierdzą i roznoszą to świństwo gdzie się tylko pojawią. A żulom i innej maści mendom społecznym, pijakom i obszarpańcom powinno zabronić się wstępu do środków komunikacji miejskiej, bo niszczą mienie i jadą na gapę, gdy inni muszą płacić za przejazd... Spokojnej niedzieli życzę...
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz