Czas Adwentu...
Swoim zachowaniem, czynnościami, które cechują nas na co dzień, nie dostrzegamy, a może często nie chcemy dostrzec zagadnienia naszego uduchowienia. Wczoraj rozpoczął się Adwent - krótko mówiąc - czas oczekiwania na przyjście Pana. Tajemnica z tym związana jest o wiele bardziej rozległa i nie będę rozwijał wszystkich wątków zagadnienia. Zajmę się tym, co dotyczy mojej osoby i na swoim przykładzie spróbuję zastanowić się nad problemem, który mnie dotyka. Przebywam (żyję) w środowisku, które stoi w sprzeczności (tak mi się wydaje) z tym, co chciałbym sobie obiecać,a już na pewno
trudniej jest zrealizować. Każdy z nas coś tam sobie zawsze obiecuje - czy do końca jest w stanie zrealizować taka obietnicę w taki sposób, aby być zadowolonym w myśl dobrze spełnionego "obowiązku." Tak - postanowienie czegoś, jest w jakimś stopniu obowiązkiem, przede wszystkim wobec siebie. Ale jakże trudno jest je zrealizować, kiedy warunki, w których przebywam, usilnie przeszkadzają. "Walka" już nie tylko o realizowanie postanowienia, ale także "walka" z samym sobą. Ja tak mam na co dzień i nijak to się ma z moimi intencjami. Zawsze coś staje na przeszkodzie. Myślę czasem, że człowiek musiał by przeistoczyć się w kamień, aby móc stać się obojętnym i bezdusznym na otoczenie i wszystkie bodźce dotykające od złej strony. Bo jak więc uchronić się od tych bodźców, od otoczenia, które za nic ma próby mojego skupienia, nic do ich świadomości nie dociera, żaden argument... Wyjść z domu, udać się gdzieś w nieznane - można, co zresztą czynię, kiedy udaję się na dalekie wędrówki, ale to zupełnie coś innego. Tu musiał bym wyjść z domu, aby pozbyć się niepotrzebnego bagaży stresu... Czy w ogóle można uciec, dokąd i po co i tylko po to, aby tym innym dać satysfakcję - tylko satysfakcję czego...? Moja osobista modlitwa i prośba o siłę, nawet na "walkę" z samym sobą i nawykami, o odejście od tych nawyków, które jakby "narosły" przez wszystkie lata. Czuję się rozdarty i świadomy tego, że sam muszę walczyć ze swoimi słabościami - tu nikt mnie w tym nie wyręczy. Jeśli czegoś chcę, oczekuję, a nawet żądam, to spokoju i możliwości realizowania mojej "naprawy," bo to o czym wcześniej wspomniałem, wcale mi tego nie ułatwia - przeciwnie - dezorientuje, a nawet wpędza w ten przysłowiowy "dołek..." Adwent - to taka walka ze złem, które tyle nam się udziela przez całe życie, a którego do tej pory nie potrafiliśmy dostrzec. Ale jak to często powtarzam - jestem w stanie stawić czoła wszystkiemu, co złe i sprostać zadaniu. Skoro wiele lat temu potrafiłem sam, bez pomocy innych środków przestać palić papierosy (nie palę już 25 lat), to jestem w stanie podjąć się walki o lepsze wykorzystanie swojego życia dla osiągnięcia własnej satysfakcji i ku chwale samego Pana Boga. I tego życzę wszystkim, właśnie w czasie Adwentu - czasie oczekiwania. To taki rachunek sumienia. Nie bójmy się go podjąć...!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz